Aktualności
Psychoterapia w Warszawie
Konsultacje, psychoterapia indywidualna, coaching
szczegóły...
Polecam „Pięć języków miłości”
Amerykański psychoterapeuta Gary Chapman opowiada o różnych sposobach wyrażania miłości
szczegóły…
Warsztaty rozwoju osobistego
Zapraszam do zapoznania się z ofertą warsztatów, które prowadzę
szczegóły…
Zrób sobie test
Sprawdź czy problem uzależnienia emocjonalnego Ciebie dotyczy
szczegóły…
|
„Złość, która nie krzywdzi, a pomaga”
Małgorzata Osipczuk
Wielu ludzi wymiennie używa słów: "złość" i "agresja". Tymczasem złość jest UCZUCIEM, tak jak uczuciem jest smutek czy lęk. Agresja natomiast jest ZACHOWANIEM krzywdzącym drugą osobę, albo raniącym ją psychicznie, albo uszkadzającym jej ciało. Można przeżywać złość i nie zachowywać się agresywnie. Np. część ludzi "chowa do środka" swoją złość, przemilcza ją a w sytuacji, która wzbudziła ich złość zachowują się ulegle. Inni, czując złość wyrażają ją w sposób wyważony, nie raniąc drugiej osoby, ale informując, że jakieś jej konkretne zachowanie uruchamia w nich złość. Jest to tzw. asertywny sposób wyrażania siebie, swojego sprzeciwu czy swojej złości.
Asertywnie wyrażać złość to znaczy:
- decydować się o niej powiedzieć osobie, której zachowanie wzbudziło we mnie złość
- wyrazić to w taki sposób, który nie zrani drugiej osoby, z szacunkiem do niej
- intencją jest danie informacji o tym, co czuję i o tym, na co się nie zgadzam, nie jest intencją "wyżycie się", "odreagowanie złości" czy też odwet
- cel, do którego dążę to spowodowanie by sytuacja w jakiej jestem i zachowanie drugiej osoby mi nie szkodziły, by nie przekraczano granic mojej osoby, by mieć wpływ na to, co się dzieje i kształtować sytuację zgodnie z moimi potrzebami
Zazwyczaj propozycja asertywnego wyrażania złości przyjmowana jest z niedowierzaniem. Poniekąd bierze się to z głęboko uwewnętrznionych przekonań typu: "złość jest zła". Te słowa w polskim języku mają nawet podobny wydźwięk, kiedy np. w języku angielskim złość = "anger", a zły = "bad" "evil" "wrong". Czy jest choć jedna osoba w naszym kraju, która nigdy w życiu nie usłyszała czegoś w rodzaju: "nie złość się!", "nie powinnaś się złościć", "złość piękności szkodzi", "kobiecie nie wypada się złościć", "grzeczne dzieci się nie złoszczą", "to nieładnie tak się unosić", itp.?
Złość jest tym uczuciem, którego obawiają się z reguły rodzice. Starają się więc pacyfikować swoje dzieci, żeby ułatwić sobie trud wychowywania ich. Z drugiej strony presja ze strony otoczenia społecznego jest ogromna: oczekuje się, że rodzic nie będzie pozwalał dzieciom na wyrażanie sprzeciwu, uzewnętrznianie złości. Inaczej, dostanie etykietę "nieporadnego" i będzie musiał stawić czoła złości innych dorosłych, którzy tak reagują na dziecięcą swobodę w okazywaniu uczuć. "Kneblowanie" okazywania złości przez potomków wydaje się być lepszym rozwiązaniem, wspieranym zresztą przez nawyk przechodzący z pokolenia na pokolenie.
Efektem jest wyuczenie się umiejętności tłumienia złości, chowania jej energii do wewnątrz. Jak każda energia w przyrodzie, tak i energia złości nie znika sama, tylko dlatego, że tego byśmy sobie życzyli.
Jeśli uda nam się chować ją całą w dłuższej perspektywie czasowej - "wyjdzie nam bokiem" - tzn. zaowocuje dolegliwościami psychosomatycznymi. Warto czasem zastanowić się czy uporczywe bóle głowy, zmiany skórne, kłopoty z żołądkiem, itp. nie są efektem nie wyrażanego gniewu. Czyli złości, która "zjada" nas od środka. Podobnie można popatrzeć na depresję: jako na nawyk obracania złości, którą pierwotnie czułem do kogoś na złość skierowaną do samego siebie. Wiele myśli typowo depresyjnych jest przykładem złości skierowanej do siebie: "jestem do niczego", "nic mi się nie udaje", "zachowałem się jak głupek, jak zwykle", itp. Jeśli mam nawyk tłumienia złości: to nie dość, że szkodzę swojemu zdrowiu i samopoczuciu, to jeszcze nie jestem w stanie zmieniać niedobrej dla mnie sytuacji, nie mówię bowiem drugiej osobie, co mi nie pasuje, zgadzam się na złe traktowanie mnie.
Złość stłumiona nierzadko pozostawia za sobą pewien "cień" - irytację, nerwowość, które są widoczne dla obserwatora, a nam też zatruwają spokój. "Resztki" złości możemy wypuszczać z siebie pod postacią złośliwości, kąśliwych komentarzy, cynicznej postawy lub też tzw. "biernej agresji" - obrażania się, demonstrowania niezadowolenia, utrudniania działań, spóźniania się, zapominania. Bierna agresja nie służy niczemu dobremu. Niektóre osoby chowając złość, chowają też i pielęgnują urazę, czyli utrwalona pretensję, mieszaninę żalu i gniewu do kogoś. Pielęgnowanie urazy sprawia, że stajemy się zgorzkniali, mściwi, nieszczęśliwi.
Nie wyrażana złość nie pozwala poprawiać sytuacji, odbiera innym ludziom możliwość by dostosowali swoje zachowanie do moich potrzeb.
Jednak pomimo, iż "połykanie złości", lekceważenie jej i uleganie przynosi niedobre skutki wielu ludzi wybiera ten sposób jej traktowania, m.in. dlatego, że boją się jej energii. Nie wiedzą w jaki sposób i kiedy ją wyrażać, boją się, że "ich poniesie", że stracą nad tą złością kontrolę. Niekiedy pozwalają sobie trochę upuścić złości a resztę ukryć. To nie rozwiązuje oczywiście sprawy, a gromadzona systematycznie złość grozi właśnie tym, czego się obawiają: raptownym, niekontrolowanym wybuchem.
Złość powinna tymczasem nam służyć. Po pierwsze jako informacja dla nas, że dzieje się coś niedobrego, ktoś przekracza nasze granice, zagraża nam albo nas rani. Po drugie - gdy już wiemy co i od kogo jest nie tak - możemy wykorzystać energię złości by o siebie zadbać. Złość ma ogromny ładunek energii, jeśli wyrażamy ja na bieżąco nie jest on za duży, ale właśnie w sam raz - adekwatny do sytuacji, na którą złość jest reakcją.
Jeśli nie wykorzystamy energii złości - nie przeciwstawimy się. Złość daje nam siłę by się sprzeciwić, zawalczyć o siebie. I to zarówno w sytuacjach banalnych: "Rozzłościłam się, gdy zobaczyłam, że nie posprzątałeś mieszkania jak obiecałeś", jak i w sytuacjach bardzo ważnych, gdy ważą się nasze losy, zdrowie i życie". Jak np. wtedy, gdy szef uprawia mobbing, kolega z pracy okrada nas z pomysłu, co może zaowocować utratą posady, gdy zaczepia nas pijany agresywny osobnik na ulicy, gdy partner nas szantażuje, gdy ktoś nas zastrasza, gdy stajemy się ofiarą przemocy, itd. Obudzona wtedy w sposób naturalny złość pozwala działać, bronić się, rozwiązać sytuację tak by nam to posłużyło.
Złość ma pomagać nam bronić swoich praw, swojego terytorium, swojego dobra, swojego samopoczucia. Osoby, które potrafią jej używać - mają niskie ryzyko by uwikłać się w związek ze sprawcą przemocy. Nie mają bowiem nawyku by obracać złość przeciwko sobie, mają świadomość swoich praw i potrzeb a dzięki wzbudzanej w odpowiednich momentach złości potrafią o nie zawalczyć. Sprawcy przemocy nie będą tak asertywnych osób wybierać na partnerów czy na ofiary swoich działań. Bardziej atrakcyjne będą dla nich osoby ciche, pokorne, nie złoszczące się nigdy, pozwalające przekraczać swoje granice, nie reagujące gniewem na próby nie respektowania ich odmowy. Jeśli więc wychowujemy nasze dzieci przede wszystkim na osoby "miłe", "dobrze wychowane", "pokorne", "nie protestujące" - bądźmy też świadomi tego, że w takiej postaci stają się łatwym łupem dla agresorów wszelkiej maści.
Sprawcy przemocy bardzo często testują swoje przyszłe ofiary chcąc ocenić ich zdolność przeciwstawiania się i dbania o siebie. Taki test polega na wstępnym "nakłuciu" granic drugiej osoby i obserwowaniu, jak zareaguje ona na tego rodzaju zachowanie. Może to polegać na zaczepce słownej, próbie zmuszenia do postąpienia niezgodnego z intencjami osoby, czy zwykłym zbliżeniu się do ofiary na małą odległość. Jeśli osoba nie zareaguje albo spróbuje być miła aby rozładować sytuację (pomimo tego, że na pewno odczuwa w tym momencie złość - bo tak wyposażyła nas natura) - następuje kolejne zbliżenie z serią dalszych testów albo natychmiastowy już atak. Takie testowanie - w zależności od intencji sprawcy - może trwać od kilku sekund do wielu godzin i dni. Jeśli przyszła ofiara przemocy zlekceważy odczuwaną złość, nie skorzysta z jej podpowiedzi próbując np. racjonalizować sobie niewygodne dla niej zachowania zwykłą niezręcznością czy niegroźnym chamstwem, albo wręcz urokiem osobistym - tym samym wpada w zastawione sidła.
Aby móc zareagować na taki test konieczna jest świadomość istnienia własnych granic i ich zakresu, o ich naruszeniu mówią nam właśnie uczucia: złości i strachu. Granice człowieka mogą być naruszane fizycznie i psychicznie. Jeśli obawiasz się, że ten facet stoi za blisko - to narusza on twoje fizyczne granice. Jeśli czujesz gniew, bo partner zdecydował za ciebie dokąd w tym roku pojedziesz na wakacje to znaczy, że zaatakowano twoje granice w sposób psychiczny. Obie sytuacje obrazują brak szacunku dla Twojej osoby i nieposzanowanie Twoich praw. Jedno i drugie może być wstępem do bardziej brutalnej przemocy. Nie musi być, ale może. Nie każde naruszenie granic kończy się otwartym atakiem, ale każdy atak zaczyna się od naruszenia granic.
Reaguj na forsowanie twoich granic na jak najwcześniejszym etapie. Na zbyt bliskie podejście do ciebie reaguj odejściem w bok albo żądaniem wobec intruza by się odsunął. Podobnie nie zbywaj milczeniem raniącej cię krytyki, nie uszanowania Twojej odmowy, postąpienia wbrew twojej decyzji. Nie udawaj, że nic się nie stało, gdy twój partner kpiąco z Ciebie zażartuje, czy wyśmieje twój sukces. Zareaguj stanowczo, przeciwstaw się, daj wyraz swojej złości i niezgodzie. W ten sposób postawisz na jego drodze słupy graniczne, których nie da się zignorować. Staraj się polubić swoją złość - została ci podarowana jako narzędzie obrony i energia do walki, jako tarcza i miecz jednocześnie.
źródło: www.psychotekst.pl
|